Weszłam w moje stare buty

You are currently viewing Weszłam w moje stare buty

Buty, Stare Buty, Wiek Butów
Od kilku miesięcy czuje, że weszłam w swoje ,,stare buty”. Buty sprzed 18/19 lat. W buty osiemnastoletniej dziewczyny, która została wypchnięta na głęboką wodę, bez wsparcia i ochrony.

 W wieku osiemnastu lat zmuszona byłam podjąć pracę, której jednak żadne  z moich  rodziców nie sprawdziło. Miejsce pracy znajdowało się z dala od mojego rodzinnego domu, więc podjęcie tej pracy wiązało się dla mnie ze zmianą miejsca zamieszkania. W pracy tej  byłam traktowana bardzo źle. Miałam wrażenie, że brak szacunku do pracownika był jedyną, obowiązującą tam, zasadą.
W konsekwencji nasiliły się moje nerwicowe bóle brzucha (były dni, że zwijałam się z bólu na podłodze). Byłam przerażona. Moje ciało było ciągle spięte, gotowe do ucieczki lub do obrony. Mój młodziutki rozum i moja intuicja podpowiadały mi, że trzeba stamtąd uciekać. Czułam jednak, że drzwi domu rodzinnego są dla mnie zamknięte, bo jestem już pełnoletnia, bo pracować trzeba, bo w każdej pracy tak jest…
Wtedy poznałam Rafała- mojego męża. To on podjął za mnie i za moich rodziców decyzję o moim odejściu z pracy (co nie spotkało się z aprobatą ze strony moich rodzicieli). I chwała mu za to !!!
Rany jednak pozostały do dziś.

Teraz, gdy jeszcze raz weszłam w moje ,,stare buty”, pierwsze co poczułam to ogromną złość. Całe morze złości! Niezgodę! Potem przyszedł żal, który długo u mnie gościł, a ja pozwoliłam mu się rozgościć. Za nim przyszła niemoc i smutek. W końcu przyszło poczucie straty czasu (choć teraz tak nie uważam), który  mógł być dla mnie czasem próbowania, upadania i podnoszenia się pod okiem rodziców. Niestety zabrakło tego wspierającego ramienia.
Zamiast  tego czułam, że rzucono  mnie na głęboką wodę bez żadnego koła ratunkowego. Bez możliwości powrotu na statek.

Na kilka tygodni, a właściwie miesięcy, wróciła do mnie ta Justyna, która była bezradna, nerwowa, która wciąż walczyła, miotała się. Bardzo ważne jest zatopić się w tych uczuciach, które do nas przychodzą.

Z początku, gdy te emocje do mnie przyszły, nie wiedziałam o co chodzi. Ciągle byłam podenerwowana i rozdrażniona. W końcu ją zobaczyłam-tą osiemnastoletnią dziewczynę, która pokazała mi się, ponieważ nasza córka kończy właśnie osiemnaście lat.

Pokazała mi Ją także pozostała dwójka naszych dzieci. Ich zachowanie. Wiek dojrzewania. Ich pierwsze kroki w dorosłość. To w jaki sposób podejmują decyzje-odważnie. To jacy są ciekawi świata, jacy są pewni siebie. Ja taka nie byłam. Byłam jak chorągiewka, a do tego zahukana i wystraszona. Nie umiałam zadbać o swoje bezpieczeństwo, o swój komfort. Bałam się wypowiedzieć słowo ,,NIE”. Bałam się konsekwencji jakie mogłyby mnie za to spotkać. Nikt mnie tego nie nauczył.
Dzieci są świetnym wyzwalaczem. Obcowanie z nimi pomaga wyzwolić w nas emocje, które dawno temu poupychaliśmy w najdalszych zakamarkach naszej duszy. Emocje, które chcieliśmy ukryć, których nie chcieliśmy zauważyć. I bardzo dobrze, że wyzwalają, bo dzięki temu znowu zdrowsza na duszy.

Wiecie co? Czuję, że tak miało być. Że dokładnie taką lekcje miałam dostać od życia. Każde zdarzenie, każde niepowodzenie-były tak samo potrzebne jak i te radosne chwile pełne uniesienia.
Jest we mnie akceptacja i zgoda na to. Już jest !!!

Kochani, świadomie czy nie, czasami krzywdzimy nasze dzieci, bo nie umiemy inaczej. Dużo pracy wkładam w to, by zmienić wkodowane mi zachowania, zdania, przekonania, wzorce…
Chciałabym postępować tak, by nikogo  nie skrzywdzić. By nie zadać ani jednej rany. Bo przecież sama doskonale wiem jak to cholernie boli. Chcę iść drogą miłości, akceptacji, serdeczności, ale czasami mierzę się z cieniami przeszłości i ranię innych.

Być rodzicem, żoną, córką, przyjaciółką bez skazy- to nie realne. Nawet, gdy chęci ku temu są wielkie i czyny za tymi chęciami też idą. Czasami trzeba wejść w swoje ,,stare buty” i popełnić parę gaf. Zrobić sobie i komuś  ku-ku i wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość.
A to wszystko po to, żeby nauczyć się mówić ,,NIE”. Żeby wiedzieć czego się chce. Żeby zobaczyć to zdarzenie z innej perspektywy.

W okres dorastania każdego z naszych dzieci wchodzę intuicyjnie, po omacku, nieprzygotowana (wiem, wiem- to tak jak każdy z nas). I mimo najszczerszych chęci, wielu przeczytanych przeze mnie książek, udziału w warsztatach i ogromnej pracy nad sobą, pewnie nie wszystko wyjdzie im na dobre.
Jak dobrze jest zdać sobie sprawę z tego, że nie można być ideałem, że nie ma takiej opcji.
Świadomość tego daje mi ogromna ulgę.

Jedno z naszych dzieci właśnie wchodzi w ,,dorosłość”. Za kilka dni obchodzić będzie osiemnaste urodziny. S toczyłam w sobie wielką walkę, żeby nie działać automatycznie i nie postąpić z córką tak jak ze mną postąpiono. Dużo czasu zajęło mi wsłuchiwanie się w siebie i sprawdzanie co jest w zgodzie ze mną, a co zostało mi wpojone. Z czym rezonuję, a z czym już nie.

Moglibyśmy ją wypchnąć z domu i zamknąć za nią drzwi (to znam), ale nie tędy droga. Moglibyśmy oczekiwać nie dając nic w zamian lub dawać i dawać, nic nie oczekując, a to z kolei prowadzi do wypalenia się.
Ta droga też nie wydaje mi się dobrą.
Chciałabym znaleźć złoty środek. Chciałabym być opoką dla moich dzieci, gdy potrzebują wsparcia, ale też wyznaczać granice nie krzywdząc i nie wypaczając ich autentyczności. Słucham intuicji, bo ona mnie nie zawodzi. Gdy czuję lęk, to sprawdzam czyj on jest. Czy 'to jest faktycznie moje uczucie, czy raczej zostało mi ono  zakotwiczone przez kogoś innego. Potrafię odróżnić czego już w moim życiu i postępowaniu nie chcę.

Popełniając błędy, uczymy się !!!
Problemy, konflikty-to ludzka rzecz, Najważniejsze to umieć lub chociaż starać się je rozwiązywać. Jest to dla nas ogromna nauka, jeżeli tylko podejmujemy próbę. Próbując, wzrastamy !!!
Nie zamiatajmy naszych emocji pod dywan, bo prędzej czy później i tak spod niego wyjdą.

Ps. Zapraszam Cię do komentowania.

Jeżeli jesteś na życiowym zakręcie, czujesz, że ogarnia cię chaos i brak Ci sił, to zapraszam Cię na sesje.

http://justynapettke.blogspot.com/p/blog-page_13.html

Ten post ma 7 komentarzy

  1. Aurinko

    Justyno,
    Dziękuję że się dzielisz swoją historią i przemyśleniami. Wracam do siebie u Magdy Szpilki i Twoje materiały również mnie gruntują na tej ścieżce. Dziękuję, że piszesz i dzielisz się swoją mądrością. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam.

  2. Justyna36

    Kolejny post tak szczery i prawdziwy, se po prostu płaczę. Dziękuję Justyna. Do zobaczenia na sesji ❤️❤️

  3. Dziękuje Aurinko, ważne jest dla mnie to co napisalas. Ja również Cię pozdrawiam.

  4. Anonimowy

    Jestem mamą, osiemnasto i dwudziesto dwu latków. Mam podobne przemyślenia do Twoich. Stykam się jednak z opiniami, że tacy faceci powinno być już rzuceni na głęboką wodę. Zastanawiam się więc, gdzie kończy się wsparcie, a gdzie zaczyna się już wyręczanie, przesadna opieka. Mam z tym kłopot. Serce jedno, rozum drugie. Dobrze, że poruszasz takie tematy. Dzięki ��

  5. No właśnie, gdzie jest granica? Myśle, ze my po prostu będziemy przygotowywać nasze dzieci stopniowo do tego żeby wyfrunęły z naszego gniazda😀. Są rozmowy na temat pracy po szkole, jeżeli będzie studiować ( 18 letnia ), to znowu będziemy rozmawiać co i jak,. W tym roku pracowała w sezonie, uczymy ich odkładania, oszczędzania pieniędzy, mają co miesiąc kwotę, którą rozporządzają. Stopniowo ich wprowadzamy w dorosłość. Jednak to jest tak jak z nauką jazdy samochodem, koło ciebie siedzi instruktor lub egzaminator, pojęcie masz, teorie też, jednak jak jedziesz już sam, to wtedy dopiero moim zdaniem jest wyższa szkoła jazdy. My się tez uczymy i popełniamy błędy, to wszystko jest dla mas nowe i trudne.
    Życzę ci powodzenia kochana.

  6. Anonimowy

    Dziękuję ��

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.